Jest perspektywa “zasypania” luki podażowej mieszkań. Ale nie w najlepszych lokalizacjach
O tym, że w Polsce jest za mało mieszkań, słyszał już niemal każdy. Skutków tego zjawiska doświadcza coraz większa liczba obywateli naszego kraju. Lokale mieszkalne są przepełnione, a wielu młodych ludzi jest zmuszonych mieszkać z rodzicami, nawet gdy są już osobami aktywnymi zawodowo. Choć podaż w sektorze nieruchomości mieszkalnych wciąż rośnie, zdaniem części ekspertów na spadki cen nie ma co liczyć. Dlaczego? Ponieważ mieszkań wciąż będzie brakować tam, gdzie są najbardziej potrzebne.
Podaż rośnie ale nie wszędzie
Według raportu Narodowego Banku Polskiego liczba nieruchomości mieszkalnych będzie rosła tam, gdzie i tak jest obecnie dużo pustostanów. Analiza ta jest cenna, ponieważ jej autorzy zgromadzili dane dotyczące cen mieszkań, począwszy od 2003 roku. Wcześniej raporty obejmowały tylko informacje od 2006. Tak szeroka perspektywa pozwala lepiej przeanalizować cykliczność rynku, szczególnie że raport zawiera prognozę wartości lokali mieszkalnych do 2040 roku. Analitycy zaczynają od twierdzenia, że choć sytuacja podażowa wciąż się poprawia, na tle Państw Europy Polska osiąga słabe wyniki. Krajowe statystyki są jednak pokrzepiające. Na terenie naszego kraju w 2023 było 420 lokali na 1000 mieszkańców w 2010 tylko 350. Warto zauważyć, że według średniej UE na 1000 osób przypada 514 nieruchomości mieszkalnych.
Najlepsze wyniki pod względem dostępności mieszkań osiągają kraje południowe takie jak Bułgaria, Chorwacja, Portugalia, Hiszpania, Francja i Włochy. Warto jednak zauważyć, że państwa te posiadają duży odsetek nieruchomości wakacyjnych, których można używać tylko w okresie letnim. Nie można więc uznać, że zaspokajają one potrzeby mieszkaniowe społeczeństwa.
Tym, co pozytywnie wyróżnia Polskę spośród krajów UE to szybki wzrost liczby nowych lokali. W 2022 do użytkowania oddano tyle nieruchomości, ile stanowiło 1,5% całego dostępnego zasobu. W Europie wprowadzono na rynek tylko 0,9% dostępnych do tej pory mieszkań. Dane te powinny z czasem przynieść spadek cen nieruchomości mieszkalnych, jednak obecnie jest to mało prawdopodobne. Dlaczego? Ponieważ ich dostępność będzie się zmieniała w zależności od regionu. Największy wzrost podaży spodziewany jest tam, gdzie populacja mieszkańców się kurczy, a pustostanów jest dużo.
Dotyczy to wschodnich części kraju oraz części województw świętokrzyskiego, opolskiego, kujawsko-pomorskiego, warmińsko-mazurskiego i zachodnio-pomorskiego. Wzrost podaży paradoksalnie może okazać się tu problemem, ponieważ utrzymanie starszych niezamieszkałych lokali spadnie na barki samorządów. Co gorsza, tam gdzie GUS przewiduje wzrost populacji, nowych inwestycji planowanych jest niewiele. Oznacza to, że dostępność mieszkań wciąż będzie niska tam, gdzie ich najbardziej potrzeba. Największy deficyt lokali spodziewany jest w okolicach Trójmiasta, Poznania i Warszawy, czyli w miejscach, w których o grunty budowlane trudno. Przy okazji są to miasta o dużych perspektywach rozwoju, czyli ludzi, którzy wybiorą te miejsca do życia, będzie coraz więcej.